niedziela, 14 września 2014

Rozdział 25

Banan obudził się i przetarł oczy. Przez szybę przebijały się pierwsze promienie słoneczne. Po ostatniej imprezce był bardzo zmęczony i głuchy. Wycia Brusa  i krzyki Joakima, to za wiele. A gdy dołączył Chris z Thobbe... Wolał tego nie wspominać. Teraz uznał, że jest bardzo głodny i zszedł na dół.
Spostrzegł Dickinsona, przebierającego się w pośpiechu w niezarzygane ciuchy.
- Gdzie się wybierasz? - Zapytał owoc.
- Jak to gdzie?! No jak gdzie?! Dziś wylatujemy w trasę! Przez ciebie ledwo co obudziłem resztę zespołu. Jeszcze Janick zastanawia się po co są struny w gitarze! - Krzyczał zdenerwowany wokalista.
Banan spuścił wzrok i po chwili usłyszał głośne burczenie ze swojego bananowego żołądka. "Trzeba coś zjeść" - uznał. 
W kuchni ujrzał Chrisa... na którym leżał Thobbe. Do tego zajęli cały stół. Czyli wszystko okazało się prawdą - są razem! Nagle jeden z nich poruszył się.
- Hej, Thobbe, mamy samolot do Szwecji. Wstawaj! - Ocknął się Chris. 
Englund z początku jakby nie wiedział co się dzieje, ale za kilka sekund stanął na równe nogi i z prędkością światła wybiegł z pomieszczenia.
- A całus? - Przypomniał sobie Chris i pobiegł za nim. - Dziś są moje urodziny! - Dołożył.
Gdy już zniknęli za drzwiami, Banan otworzył lodówkę, w której znalazł tylko puste puszki po piwie i kawałek suchej kiełbasy podwawelskiej. Znowu usłyszał burczenie w brzuchu. Pod stołem ujrzał jakieś pudełko. Podniósł je. Okazało się, że są batony! O mało co nie posikał się ze szczęścia. Łapczywie dorwał się do pierwszego, a potem do drugiego. Za trzecim razem przyjrzał się opakowaniu.
- Mmmm, szwedzkie, dobre. Szwedzkie dobre batony, yami. - Ucieszył się i zjadł kolejnego.
Gdy dostał się do ostatniego, wyszedł z kuchni i trafił akurat na moment, w którym Joakim odebrał swój różowy telefon:
- Jak to odwołany?... No ale przecież... Kiedy będzie następny?... Nie ma żadnego zastępczego?... A JEBAĆ TO! - Rzucił telefonem w szklany stół, który niestety nie wytrzymał. - Sorka Bruce. - Powiedział ze skruchą, zaciskając zęby.
- Nie ma sprawy. I tak miałem go... wymienić. - Odpowiedział z wymuszonym uśmiechem. - Słuchaj, wychodzimy, bo za pół godziny mam samolot do Ameryki. Banan, ty chyba też już pójdziesz.- Powiedział stanowczo.
- Tylko jest mały problem. Bo nam odwołali samolot i... nie mamy kasy, bo wszystko poszło na piwo. Nie będziemy nic od ciebie pożyczać, ale... czy moglibyśmy zostać w twoim domu przez kilka dni, aż nasz samolot będzie gotowy?  - Poprosił Joakim.
Zszedł się cały Sabaton, oczekując odpowiedzi gospodarza. Szermierz wziął w jedną rękę torbę, w drugą płaszcz i ruszył w kierunku drzwi (nowo wymienionych). Otworzył je i odwrócił się do zebranych z poważną miną:
- Wszystko ma zostać jak jest. - Wyszedł, zamknął i szybkim krokiem dotarł do taksówki. 
Wszyscy w ciszy przyglądali się jak odjeżdża. Kiedy już tylko się za nim zakurzyło, to Pan Banan rzucił:
- To co? Świętujemy! Chris ma urodziny. Już utworzyłem wydarzenie na Facebooku. Niedługo będą goście!