poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 20

Banan wybiegł z budynku. Miał stu procentowa pewność, że był to Bruce Dickinson. Nie miał żadnego pojęcia, w którą stronę mógł się udać, dlatego tez włączył swój hiper napęd w krótkich nogach i najpierw z hiper prędkością pobiegł 100m na wschód. Tam go nie było. Później z podwójną hiper prędkością 200m na zachód. Kątem oka zauważył go wsiadającego do jakiegoś samochodu i po chwili odjechał. Banan nie mógł sobie pozwolić na zmarnowanie takiej okazji, dlatego czym prędzej pobiegł za samochodem. po 5 minutach go dogonił i rzucił się na maskę samochodu, na której namalowany był ogromny Eddie. Wokalista wyszedł z samochodu i pyta się owocu co to wyprawia. On mu na to odparł, że bardzo musi się z nim spotkać. Rozmówca nie wiedział co na to odpowiedzieć, dlatego przemilczał i zrobił bardzo dziwny wyraz twarzy. Banan wtedy zrozumiał, że ma krótki czas na tłumaczenie się więc przeszedł do sedna sprawy.
 - Panie Brusie jestem Bananem i jakieś 20 minut temu tłukliśmy się tymi szpiczastowymi mieczami w białych strojach, jak debile. Chodzi o to, że ja nie wiedziałem, że pan to pan, ale teraz wiem, i bardzo chciałem pana dogonić i własnie to zrobiłem. 
 - I co w związku z tym? - odparł zdziwiony wokalista.
 - Może pójdziemy na piwo? Tutaj za rogiem można wypić The Trooper. 
 - Jak pan widzi, chyba, że się mylę, ja prowadzę samochód. 
 - No chyba jestem ślepy, bo właśnie pan ze mną rozmawia - jak widać humor Banana nie opuszczał
 - W takim razie prowadź pan.
I tak oto Banan wyciągnął Brusa Dickinsona na piwo. 
Siedzieli w klubie i postawili każdemu po 18 kolejek. Banan pił uradowany, cały czas myśląc, że za wszystko płaci Bruce. A Bruce pił uradowany, myśląc, że za wszystko zapłaci Banan. W końcu przyszedł czas rozliczenia. Bruce powiedział, aby dopisać to do rachunku bumerangowatego żółtego owocu. Barman się zgodził. Rachunek pozostał na barze, a obsługiwator (wtf) czekał, aż Banan go zrealizuje. 
Bruce wyszedł z klubu i zadzwonił po taksówkę. Przyjechała w kilka sekund. Przejechał mały dystans i za rogiem jednego z budynków zauważył jakiegoś żółtego debila. Okazało się, że był to... Banan. Wokalista kazał zatrzymać powóz, zapłacił należytą sumę i szybko pobiegł w stronę Banana. Po 18 kolejkach nie było to łatwe, ale jakoś mu się udało. 
 - Co ty tu robisz? Przecież przed chwilą zastawiłem na ciebie rachunek w klubie! - powiedział zszokowany wokalista
 - Jak to? Przecież mnie tam już od godziny nie ma.
 - Powiedziałeś, że poszedłeś do kibla. I to też powtórzyłem barmanowi. I on w to uwierzył. I teraz czeka, aż zapłacisz 15,821$.
 - O kureczka wodeneczka, lepiej się stąd zmywajmy zanim mnie dorwą. 
 - Człowieku jesteś jedynym Bananem na ziemi i chcesz uciec? Serio myślisz, że jak tylko wyślą za tobą list gończy, i ktoś cię zauważy na ulicy to cię nie rozpozna?
 - To tylko kwestia czasu - wypowiedział banan i kazał Brusowi zadzwonić po kolejną taksówkę.
C.D.N.