środa, 30 lipca 2014

Rozdział 23

Kiedy już straż pożarna odjechała, a Banan uwinął się ze sprzątaniem bałaganu, czekała go bardzo poważna rozmowa z panem domu. Bruce usiadł na przeciwko owocu i spojrzał mu głęboko w oczy (podczas gdy reszta Iron Maiden biegała po domu jak pijane małpy i ruszała każdą rzecz na półkach). 
- Tak dalej być nie może - rzekł poważnie florecista.
- Yyyy... - brzmiała odpowiedź Banana, którą urwał dźwięk tłuczonego szkła. 
Dickinson jakby nie usłyszał i ciągnął dalej:
- Denerwujesz mnie. Zachowujesz się karygodnie! W ogóle nie wiem co ty robisz w moim domu! - jeb! duży kwiatek w doniczce przewrócił się na szklane drzwi, które wybił.
- Przepraszam... - wykrztusił ledwo owoc. - Chciałem być tylko miły i... - Nicko rzucił drewnianym butem z wystawy w żarówkę. Natychmiast przestała świecić. 
Bruce nadal nie wzruszony tym, co się za nim dzieje, wybuchnął:
- No kurwa gdzie ja teraz kupię taki jebany garnek?! No gdzie?! Pytam się gdzie?! - krzyczał, gdy Adrian i Dave pryskali się bitą śmietaną w spreju, fajdając całą kuchnię. 
- Odkupię... - odezwał się zawstydzony winowajca. 
- Odkupisz? Odkupisz?! Gówno nie odkupisz! Tego się nie da okupić. Teraz to sobie mogę z nim chodzić i piłeczkę do pink-ponga odbijać! Nawet nie, bo jest dziurawy - głośny huk po tym jak pijany Harris wpadł na biblioteczkę z książkami dla dzieci. Przewróciła się wprost na stół, którego nogi natychmiast połamały się pod jej ciężarem. - Co się tam do kurwy nędzy dzieje?! - wydarł się gospodarz. 
Zapadła cisza... Słychać świerszcze... Po chwili przebija się cichy chichot ujebanych bitą śmietaną Dave'a i Adriana. Za chwilę dołącza do nich Harris z pustą puszką po piwie, odwracając ją do góry dnem. Nicko nachyla się i od dołu zagląda w puszkę. Bruce z otwartymi ustami przygląda się całemu zajściu myślać "what the fuck?". Nagle wysmarowany smołą Janick wbiega do salonu, gdzie wszystko się dzieje i krzyczy:
- Buzie widzę! - wskazując palcem na księżyc. 
Wszyscy wybuchają głośnym śmiechem. Tylko Bruce nie wie co robić:
- Ja pierdole... 
- Nie pierdol, bo rodzinę powiększysz! - krzyknęli równocześnie McBrain i Harris, wręczając wokaliście ostatnią puszkę piwa. 
- Nie no, oszaleję... - załamał się Bruce.
Ktoś odpalił płytę Slayera. Cała szóstka - Steve, Nicko, Janick, Adrian, Dave i Banan - zaczęła robić pogo na środku salonu. Po prostu jeden wielki kocioł. 
Szermierz przyglądał się całemu zajściu, sącząc piwo i głośno myśląc:
- Nigdy już nie zjem pierdolonego Banana - i przyłączył się do reszty z okrzykiem - RAZ SIĘ ŻYJE!

Następnego dnia Banan obudził się pod kuchennym stołem z patelnią na dupie. 
- Musiało się tu dziać - wyszeptał z zadowoleniem na ustach i okropnym kacem. 
Po pięciu minutach wygrzebał się z miejsca nocnego spoczynku, "poczołgał" się do salonu i zobaczył...

CDN...