czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 19

Kilkuletnia już służba Banana w wojsku, zaczęła mu doskwierać. Codzienne pobudki o 5 nad ranem, wycie dowódcy, jęki i stęki kolegów, pranie brudnych gaci (za karę, za ten las, bo to państwowy był)...
- Nie, tego już za wiele! - powiedział sobie pewnego dnia i zaczął pakować swoje rzeczy.
Skromny pakuneczek zarzucił na lewe ramię i po pięciu minutach już był poza jednostką. Sam nie wiedział jak się wydostał. W sumie nie zwracał uwagi na tych niedorozwiniętych "żołnierzy" i jakoś poszło. W ogóle oni nie mieli nic innego do roboty, jak tylko spać na straży (po co tam straż nie wiadomo, ale tak ładniej).
Idąc ulicą już zastanawiał się, co dalej ze sobą zrobi. Jego dom już dawno poszedł na sprzedaż. Postanowił oddać go pewnej starszej pani. Samotnej emerytce, już lekko niedołężnej. Niedługo po tym dowiedział się, że spłonęła wraz z jego domem po tym, jak jej wnuczek (jak Banan niegdyś) urządził sobie trochę większy "projekt X" i stracił kontrolę nad wszystkim. 
- No cóż - pomyślał i zabrał się za rozbijanie namiotu pod mostem - trzeba chyba jednak przerzucić się na szermierkę.
Tak, szermierka. Raz w miesiącu, w ramach rozrywki, żołnierze trenowali szermierkę. Nie mało było przy tym pisków i siniaków. Rośli mężczyźni zachowywali się jak panienki. 
Podczas tych właśnie szkoleń, Banan, wykazał się nie małym talentem do tego sportu, dlatego teraz pomyślał o tym bardzo poważnie. W dodatku mając cały sprzęt potrzebny do tego. 
Kolejnego dnia udał się do najbliższego centrum sporu i rozpoczął zabawę z łatwymi, jego zdaniem, przeciwnikami. Wygrał z jednym, z drugim... w każdej konkurencji. Nie było na niego mocnych i od razu wzbudził nie małą sensację.
Gdy sączył darmową wodę od fana, podszedł do niego niski mężczyzna, po czterdziestce, o lekko umięśnionej, masywnej sylwetce. 
- Zmierzysz się ze mną? - zapytał z nie do końca ładnym (zęby) uśmiechem.
Banan wstał, przytaknął i po chwili obaj gotowali się do walki. Z jakiegoś powodu wokół nich zebrała się nie mała grupka gapiów. 
Rozpoczęli. Szli łeb w łeb. Raz uderzał jeden, raz drugi. Obaj byli naprawdę dobrzy i każdy miał mnóstwo mocnych stron. 
Po półgodzinnych zmaganiach, ogłoszono remis.
- Dzięki! Jesteś świetny, naprawdę świetny -  pochwalił go przeciwnik. 
Banan lekko zawstydził się. Niski mężczyzna odszedł, a za nim zdało się słyszeć krzyki:
- Bruce! To było niesamowite.
- Hej, zrób to jeszcze raz.
Banan zastanowił się. Bruce? Ten Bruce? Tak, teraz sobie przypomniał, chodź naprawdę bardzo się zmienił. Gdzie te włosy?
- Bruce! Bruce Dickinson! - krzycząc wybiegł z sali rozglądając się za rywalem.