piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 24

Następnego dnia Banan obudził się pod kuchennym stołem z patelnią na dupie. 
- Musiało się tu dziać - wyszeptał z zadowoleniem na ustach i okropnym kacem. 
Po pięciu minutach wygrzebał się z miejsca nocnego spoczynku, "poczołgał" się do salonu i zobaczył...

W salonie zobaczył cały skład Sabatonu, obecny i stary, a wszyscy byli przebrani w różowe króliczki playboya ze słitaśnymi uszkami. Oczywiście były to stroje zakrywające całe ciało (oprócz głowy i dłoni), a nie to co damskie wersje króliczków playboya. Blee.. 
Tak więc byli wszyscy i grali w grę na playstation 4, w której, gitarzyści grali, basy też, klawiszowiec i 5 perkusistów. Tak 5. 4 z Sabatonu + 1 z Iron Maiden. Nie pytajcie jak wwalili do tego domu 5 perkusji, ważne, że grali. Oczywiście nie mogło odbyć się też bez wokalu - a wokaliści byli wyborni, czyli Bruce i Joakim. Był pewien problem co do tego co śpiewać, bo Joakim trochę się bał "horrorowatych" tekstów Harrisa, a Bruce kompletnie nie mógł poradzić sobie z żadnym utworem napisanym przez Joakima. Poszli więc na idealny kompromis śpiewając Y.M.C.A. The Village People. Tak patrząc na Gay Division idealnie pasuje.
Banan był lekko zszokowany tym widokiem, ale nie myśląc ani chwilę, wziął jakąś gitarę, nawet nie wiedział kogo, podpiął kabel zamiast do konsoli to do piecyka, podgłosił na maksa - oczywiście myślał, że reszta tez podpięta jest do piecyków (magiczne nagłośnienie Brusa) - i pociągnął za struny. I tutaj właśnie system nie wytrzymał. Mimo, że szyby w salonie były pancerne, to i tak po brawurowej grze Banana rozsypały się w drobny mak. Dodam też,że moc jaka była potrzebna do zasilenia piecyka stanowczo była zbyt wysoka i z transformatora pobrało jej zbyt wiele, przez co korki nie wytrzymały, bo nie były w stanie tego unieść, a piecyk rozsadziło. Taka nowa fizyka i tajemnice elektryki. Jak ktoś się nie łapie w tym wszystkim to podsumowując - w całym mieście nie było prądu i była to poważna awaria. 
Dopiero jak to się wydarzyło wszyscy zauważyli obecność Banana. Nie byli z tego powodu bardzo zadowoleni - szczególnie Bruce, bo po 1. już miał dość Banana w swoim domu, a po 2. zaczynało mu się podobać śpiewanie z Joakimem. Mimo, że nie skończyli nawet pierwszej zwrotki to i tak wiedział, że kiedyś muszą wszyscy razem, w tym samym gronie zagrać koncert.
Banan zaczął się tłumaczyć - a bo co innego miał robić? - przepraszać, prosić o przebaczenie etc. Jednak w tym momencie cierpliwość Brusa się skończyła. Chciał zadzwonić na policję, i zgłosić, że go znalazł, po czym oddać w ich ręce, jednak niestety przez kogoś nie działały telefony.
Wpadł też na kolejny pomysł, aby go odwieźć samochodem na komendę, niestety wszyscy byli lekko pijani - i tak nagle oba pomysły szlag trafił. W tym momencie Thobbe i Daniel znaleźli kilka świeczek (było jasno, ale byli pijani i tak się wystraszyli, że lepiej się poczuli z dodatkowym światłem), po czym zrobili sobie koncert akustyczny.
Jednak Banana nie zostawili bez opieki - usadzili go na krześle (nie pytajcie jak) i ze wszystkich stron szczelnie pozaklejali mocną szarą taśmą, aby siedział spokojnie i nie zrobił już krzywdy ani sobie, ani innym.