środa, 29 maja 2013

Rozdział 4

Pan Banan miał pracę jako ksiądz, ale iż zaszedł w ciążę - banany są odmienno płciowe - wywalili go z kościoła.
- Niech to szlag ! - wydarł się w samochodzie jak tylko poszedł z plebani. Siedział w swoim najnowszym Lamburgini, na które było go stać, no bo był księdzem. Zdał sobie wtedy sprawę, że będzie musiał albo poszukać równie dobrze płatnej pracy jak ta, albo oddać kochane Lamburgini - to było nie do pomyślenia, że nie będzie juz mógł panienek wyrywać na taką brykę. 
Mijały sekundy, a on nadal nie wiedział co zrobić. Pomyślał ponownie i wymyślił, że skoro juz nie będzie księdzem, nie będzie miał dużo kasy, jest w ciąży musi ostatni raz rozwinąć prędkość cudeńka i pojechał gdzieś. 
Jechał, jechał, jechał, a radary fotki mu cykały - bo na 100 metrowym odcinku trasy było 20 radarów. Ale to nic dziwnego w Polsce. Iż auto było zarejestrowane na kurię, nie przejmował się niczym, a przez ten odcinek jechał 19 razy. Wiedział, że parafianie będą bulić z własnej kieszeni, a nie on, więc co się będzie martwił.
Wieczorem o godzinie wieczornej, wrócił do domu - na piechotę, bo Lamburgini oddał proboszczowi - jak mu kazano, tak uczynił. Usiadł przed telewizorem, który mu skradziono i jadł kanapkę. Nagle poczuł ból brzucha:
- Co jest kurwa? Rodzę czy co? - okazało się, że urodził małe bananiątko, które miało na imię... 

ĆDN. 
Resztę dowiecie się, w następnym rozdziale :)
skończyła mi się wena

3 komentarze: