poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 9

Inwazja hamburgerów! Wszędzie hamburgery! Tylko hamburgery. Pan Bana uciekał ile sił w skórce. Banaiątko jest z jego partnerem, a on spierdala, bo jest inwazja hamburgerów! Na ulicach, sklepach i restauracjach Mcdonalda panika. Zewsząd sypią się hamburgery. Duże, małe, spalone... Wszystkie! Banan od bardzo dawna nie czuł takiego strachu. Chciał jak najszybciej poczuć się bezpiecznie. Uciekał i uciekał, ale z każdego okna, śmietnika, kanału wychodziły hamburgery! Skakały na ludzi, zwierzęta... banany i wchodziły im do buzi. Wrzeszczały i złośliwie się śmiały. Całe miasta były opanowywane przez bułki z mięchem. Nawet w kiblu nie było bezpiecznego schronienia. Media szalały, władze panikowały. Nie wiadomo było, co robić. Świat nie był przygotowany na taką zagładę. Kto by przypuszczał, że zmutowane hamburgery mogą zniszczyć Ziemię, a potem... cały wszechświat! Wydołowało się, że już nie ma ratunku. Hamburgery pchały się to układu pokarmowego. Jeden za drugim. Wchodziły aż nie było miejsca w żołądku. Upychały się jak tylko mogły, by potem... żołądek pękł, a z brzucha wylały się flaki. Tak, ten widok Pana Banana przerażał. Lecz nie tylko jego, bo wszystkich wokół. Nawet małe myszki musiały ginąc w taki okrutny sposób.  Aby jak najdłużej przytrzymać się przy życiu Bana wszedł na ogromnego dęba w parku. Musiał się też zorientować gdzie jest, ponieważ wszystkie ulice były zalane ketchupem i musztardą, po których ślizgały się hamburgery. Rozejrzał się... Tak! Jest blisko domu. Wystarczy tylko poskakać po drzewach, a potem wpaść przez komin wprost do kominka. Był pewien, że jego dziecko żyje. Pal licho tego drugiego brzydala. Teraz najważniejszy był Pizang.
- Jeszcze 3, 2, 1 i chop! - wskoczył do komina, aby wpaść przez brudny komin do domu.
- Tato! - krzyknął mały z wypchną hamburgerami buzią.
- Nie! - krzyknął wtedy młody ojciec, myślący, że jego dziecko też zginie.
Ale Pizang sam wsadzał sobie do buzi hamburgery. One się go bały. Zjadał je. te, które w jakiś sposób dostały się do domy Pana Banana już nie miały szans. Bananek wkładał jednego, a potem wysrywał, co nie potrzebne.  Miał bardzo pojemny brzuszek. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że ratuje życie ojca (i tyje w oczach). Niestety.... inni ginęli i to licznie...
cdn

1 komentarz: